Artysta

Cóż ty wiesz o artyście,
że ma duszę podłą, małą,
że świat cały jak aksamit
przytula do siebie nocami.

Że rozmyśla o białym obrazie,
o blasku co z obrazu skoczył,
zakręcił, zawirował,
duszę zauroczył.

Że łapie każdy obłok,
każdą deszczu kropelkę,
wyciska z niej kolory,
by nie uciekły w tęczę.

Zazdrosny i zawistny
dla siebie chowa wszystko,
by potem gdzieś na scenie
oddać ludziom wszystko.

O sobie

Otworzyłam dłonie i łapię nimi wiatr,
a wiatr jest głuchy na moje wołanie,
zaciskam pięści i walę wiatr,
wiatr biegnie, przy mnie nie staje.

Otworzyłam oczy i łapię deszcz,
krople deszczu spływają po twarzy,
sto kolorów tańczy w moich oczach,
wspaniały świat mi się marzy.

Otworzyłam usta i łapię słowa,
słowa dobre, przyjazne wpadają,
tuż za nimi słychać szept ponury:
słowa złych ludzi wygrają.

Otworzyłam serce, idę między ludzi,
ktoś popycha mnie, łokciem trąca,
idę dalej, drogi nie zmieniłam,
jestem tylko bardziej milcząca.

Otworzyłam duszę i śpiewam,
wraz z muzyką w górę się wznoszę,
dajcie lecieć, nie niszczcie mi skrzydeł,
tylko o to was proszę.

Mówisz...

Mówisz, że to takie Madziowe,
tak zaglądasz pod skórę wiersza,
chcesz wyłowić wszystkie tajemnice,
ale nie pomoże nawet chęć najszczersza.

To co czuję jest tylko moje,
z nikim dzielić się nie zamierzam,
a więc nie kop dołków w mych wierszach,
niczego nie wykopiesz, wierzaj.

Na odczepne rzucę ci pół słówka,
potem dodam trochę łysej prawdy,
mnie nie poznasz, szkoda twego czasu,
poety nie może znać każdy.

***

Poety się nie odtrąca,
to błąd,
jednym tylko spojrzeniem
można odrzucić go daleko stąd.
Poeta głowę weźmie w dłonie,
ukoi, przytuli,
napisze wiersz
i odejdzie niepotrzebny w chmury.

Jesień w moim obrazie

Namaluję jesień,
złotym ozłocę ją liściem,
i wiatr będzie złoty
i mchy złociste.

Namaluję jesień
taką zagniewaną,
gdy każe wiać wiatrom,
drzewom ból zadaje.

Namaluję jesień
smutną, opuszczoną,
gdy tylko białe nitki
w powietrzu się gonią.

Namaluję jesień uśmiechniętą,
gdy spaceruje w sadzie, w parku,
i pod szeleszczącym liściem
skrywa swoją radość.

Namaluję jesień zatrwożoną,
gdy wiatr ją przewraca, gdy zimno wokoło.
Gdy poczuje swą bezsilność wobec zimy
i odchodzi tak jak my odchodzimy.

Lubię

Jesień bardzo lubię,
tak zasłuchać się w jej barwę i szept,
razem z nią pośród drogi biec,
tak w jej szepcie usłyszeć swój szept.

Ty jesienio będziesz moim obrazem,
który we mnie sztalugę ma,
bo ja wiem, że portretów nie lubisz,
a swój obraz niektórym tylko dasz.

Cisza

Bawię się tą ciszą w sobie,
odpowie mi czy nie?
Cisza zamknięta jest w sobie,
nie odezwie do mnie się.

Cisza bawi się ze mną,
a ja się na to godzę,
obie milczymy, obie zamknięte,
unosi się cisza na podłodze.

***

Najlepiej przykryć się liściem,
wysunąć język rozmowy
i myśli z głowy,
potem wyostrzyć słuch,
by słuchać nas ktoś mógł,
i jeszcze rzut oka udany,
czy jestem dobrze widziany,
i tak niewiele zostaje
na rozmowę.

Góry

Góry, góry zielone,
pod górę biegną spojrzenia,
jak konie zielone drogą zmęczone,
tak ja biegnę do nieba.

Góry zielone, drzewa wysokie,
drogi górskie tak kręte,
tak objąć góry dalekim spojrzeniem
i wziąć w ręce.

Jesień w moim pokoju

Chowam się, a nade mną
czubki drzew,
a wokoło tyle liści,
że na pewno mi się przyśni
listopad...

Tak jak dziś...

W rudych liściach tyle snów,
tyle czarów, ruchów, słów,
chociaż cisza, trzeszczy liść,
przekazuje ci swą myśl,
a ty bierzesz w swoje ręce
liści zwój.

Przestępujesz, rozsypujesz,
cały pokój parkiem jest,
tyle krzeseł, tyle drzew,
okna nie ma, czujesz wiew,
jesień odpływa.

Chcesz ją złapać, chcesz zatrzymać
na godzinę, może dwie,
jesień poszła,
zostawiła na podłodze
dzieci swe.

Szept

Spada szept
jak liście z kasztanowca
na ulicę suchych
i mijanych
wspomnień.
Jak w alejce
zatroskani
ze spuszczoną głową.
Tylko one jak
wspomnienia
pod nogami
bawią nas rozmową.

Porzucę

Porzucę ciebie jak drzewo porzuca
liść złoty,
przedtem go jeszcze przytuli,
popatrzy w oczy.

A potem rzuci na ziemię,
nie powie - do widzenia,
bo liść nigdy nie ożywa,
to drzewo w żywe się zmienia.



Prawa autorskie©M.M.Orłowska